Ewolucja - proces, który dotyka każdy żywy organizm. W pewnym sensie jest nim też Apple. Dekady istnienia na rynku zdążyły nie tylko przynieść sławę i dochody, o których marzą dziesiątki innych korporacji technologicznych. To był także czas bardzo naturalnej ewolucji myśli o tym, czym jest Apple, dokąd zmierza i gdzie jest jego granica.

Po pierwsze, komputer. Nawet nie Macintosh, bo przenosimy się teraz naprawdę do samego początku firmy. Apple I - komputer dla każdego. Idea, która zrewolucjonizowała XX wiek, wytyczyła też pierwszy obszar, w jakim znalazł się producent. Apple I był komputerem, który stawiał duży krok w kierunku zwykłego użytkownika. Nie trzeba było już samemu łączyć skomplikowanych, elektronicznych układów, które przecież bardzo łatwo uszkodzić. Wystarczyło dokupić monitor, klawiaturę i umieścić komputer w obudowie, by mieć gotowy sprzęt. To jedno z pierwszych takich urządzeń w historii. Ten garażowy pomysł Wozniaka oraz błyskotliwy dar skutecznego dystrybuowania wniesiony do Apple przez Jobsa dopełniły się w 1984, kiedy poznaliśmy pierwszego Macintosha - urządzenie, które choć dziś w niemal żadnym stopniu nie przypomina współczesnych Maców, to jednak jest wciąż ich wzorem, ich punktem wyjścia.

Jeszcze przed powstaniem Macintosha Apple zdefiniowało kolejną, ważną dla firmy drogę. Zaryzykuję nawet, że kluczową. Oprogramowanie. Lisa OS jest jednym z pierwszych systemów operacyjnych obsługujących środowisko graficzne. Myślę, że nie przesadzę, nazywając ją prekursorem współczesnego systemu operacyjnego dla komputerów. Choć od jej debiutu minęło aż 35 lat, to innowacje, jakie popularyzowała - system oparty na minimalizowanych oknach i interfejs myszki z pojedynczym i podwójnym kliknięciem – są wciąż trzonami współczesnych systemów komputerowych. To ważny punkt w historii Apple, bo on przyniósł pewność Jobsowi, że własne oprogramowanie jest kluczem do tworzenia dobrego hardware'u. Zresztą Steve Jobs cytował kiedyś na jednym z keynote’ów Alana Kaya, który powiedział, że „ludzie, którzy traktują poważnie oprogramowanie, powinni tworzyć własny sprzęt”. To zdanie padło na rok przed debiutem Lisa OS i na dwa lata przed premierą Macintosha. Wydaje się, że ukształtowało ono nie tylko komputery Apple, ale także iPody, iPhone’y, iPady i inny sprzęt tej firmy. Wprowadziło także Apple do bardzo szerokiej i trudnej przestrzeni na rynku. Rywalizacja z Microsoftem na tym polu nie zawsze była łatwa.

Tworzenie własnego systemu operacyjnego dla komputera skutkowało też pomysłem, by dostarczać całą paletę programów, które będą wszystkim tym, czego potrzebujemy. Tak ostatecznie pojawiło się Safari, pakiet iWork, własny klient maila, kalendarz, notatnik, QuickTime Player i wszystko inne, czego potrzebuje każdy użytkownik. Programy dobre, funkcjonalne, estetyczne i intuicyjne. Ponadto wszystko świetnie zoptymalizowane i współdziałające ze sobą.

Oprogramowanie Apple to także produkty dla profesjonalistów - Xcode, Final Cut Pro, Motion czy Logic Pro X. Ich fenomen to nie tylko funkcjonalność i intuicyjność, o które Apple zawsze dba. To także fantastyczna optymalizacja, która pozwala wykorzystać moce naszego urządzenia. Ale za tym oprogramowaniem idzie coś więcej. Jego intuicyjność i optymalizacja to sygnał: każdy może! Bez względu na to, czy masz najnowszego MacBooka Pro, czy kilkuletniego Aira możesz próbować zacząć. Jeśli sobie poradzisz, jeśli poczujesz, że dajesz radę, wtedy możesz poszukać sprzętu, który sprosta Twoim nowym wymaganiom. Zwłaszcza montaż wideo wydaje się tutaj wyróżniony dzięki iMovie - darmowemu narzędziu, które dziś byłoby w stanie zaspokoić potrzeby większości twórców internetowych.

Dokąd oprogramowanie Apple ewoluuje? To nie jest droga absolutnej jednolitości. macOS i iOS pozostaną odrębnymi bytami, mimo że obecność iPada mocno zbliżyła je do siebie. To też pewien wyznacznik granicy Apple, jednak jest to już granica wewnętrzna. Ograniczanie kanibalizacji własnych produktów poprzez celowe różnicowanie ich funkcjonalności. Kierunkiem ewolucji zdaje się być natomiast absolutna synchronizacja, która sama w sobie tworzy ekosystem. Coraz jaśniejsza jest też droga popularyzacji oprogramowania dla profesjonalistów. To niejako przywracanie komputerom ich pierwotnej funkcji - służyć człowiekowi do przekraczania jego własnych granic, a nie do poszukiwania rozrywki. Chociażby nauka programowania jest popularyzowana jako idea wykorzystania narzędzia, które zamiast kusić bezproduktywną rozrywką, zachęca do nabywania nowych umiejętności i rozwijania swoich kompetencji. Podobną funkcję pełni także iMovie, które pozwala rozpocząć przygodę z tworzeniem własnego wideo.

Ewolucja Apple wydaje się jednak jeszcze bardziej spektakularna, gdy spojrzymy na to, co powstało dzięki iPodowi. „Tysiąc piosenek w Twojej kieszeni” - dumnie powtarzał Steve Jobs w trakcie prezentacji pierwszego iPoda. Odtwarzacz Apple pewnie nie przez przypadek trafił na rynek w czasie najbardziej dla niego dogodnym. W momencie absolutnej miniaturyzacji i digitalizacji. Pozwoliło to szybko adaptować się iPodowi, by mieścił się w coraz mniejszych kieszeniach i by nosił w swojej pamięci nie tylko tysiące utworów, ale także zdjęcia, filmy, podcasty, programy telewizyjne czy podstawowe gry. Choć oficjalnie nigdy nie padła taka deklaracja, Apple musiało świadomie poświęcić swoje urocze dziecko - iPoda, by jego następca - iPhone stworzył ze swoim użytkownikiem jeszcze silniejszą relację.

Do tysiąca zdjęć, filmów, piosenek dołączył ostatni, najważniejszy element - internet. Świat na żywo w Twojej kieszeni. Stworzył on przestrzeń dla iPada - z pozoru urządzenie przeznaczone do konsumpcji i rozrywki, dziś coraz śmielej używany jest przez profesjonalistów, dzięki dość powolnej, ale jednak ewolucji urządzenia w kierunku udostępniania narzędzi bardziej zaawansowanych niż przeglądarka, klient maila i ograniczona wersja Photoshopa. Do kolekcji mobilnych urządzeń Apple doszedł jeszcze Apple Watch - produkt zupełnie wyjątkowy, bo bezużyteczny bez iPhone’a. Nie tak dosłownie, od kiedy Apple Watch obsługuje karty e-SIM, jednak taki zegarek nie miałby sensu, gdyby nie powstanie iPhone’a. To właśnie smartfon Apple determinuje nowy sposób myślenia, którego opisanie jest właściwie celem tego artykułu. Ewolucja ekosystemu Apple osiągnęła kolejne stadium, w którym rozwój nie pcha urządzeń do kanibalizmu, przeciwnie, pozwala on dostępnym na rynku produktom obrastać w zupełnie nowe urządzenia, które rozszerzają działalność bazy. To właśnie iPhone, mimo że pochłonął iPoda, obrósł w dopełniającego go iPada, Apple Watcha, AirPodsy czy Beatsy - urządzenia, które pozwalają cieszyć się pełnią funkcjonalności samego smartfona.

Oczywiście świadome tworzenie produktów to także tworzenie nowych trendów, którymi można łatwo zarządzać. Gdyby nie Apple, nie powstałby rynek stylowych i drogich case’ów na telefony. Sprytne zabawy ze złączami w iPhone’ach i MacBookach sprawiły też, że rozkwita dziś rynek hubów, przejściówek, kabli, ładowarek, pasków do zegarków i innych prostych gadżetów, które dzięki absurdalnym marżom tworzą zyski. To jednak efekt uboczny, bo chwilowe mody i potrzeby nie definiują tej cichej rewolucji. Co zatem będzie następne?

Wieść gminna niesie, że samochód. O projekcie „Titan” jest głośno od dłuższego czasu, a po drogach Kalifornii porusza się już kilkadziesiąt autonomicznych pojazdów sterowanych przez oprogramowanie Apple. Zupełnie szczerze, wciąż ze sporym niedowierzaniem obserwuję doniesienia o tym pomyśle. Wydawałoby się, że to absolutnie nowa dziedzina, która jest oczywiście w zasięgu takiego giganta, jednak pozornie nie jest powiązana ani z tradycjami Apple, ani z żadnym innym produktem czy usługą, które są obecnie na rynku. To przecież nie Xiaomi czy Samsung, których smartfony i tablety podbijają świat, ale są jedynie częścią gigantycznej palety różnorodnych produktów, często związanych ze sprzętem gospodarstwa domowego. Samochód dla Apple może być jednak kamieniem milowym w rozwoju jego technologii Augmented Reality. Apple mimo letargu to firma jednak innowacyjna, nowatorska. Jej maszyny z początku lat 80. popularyzowały nieuchronną wizję komputera w każdym gospodarstwie domowym. iPod zmienił rynek muzyki, ostatecznie odciągając nas od kaset i płyt z całymi albumami. iPhone sprawił, że zwykły telefon stał się naszym mobilnym asystentem, który sprawia, że zawsze jesteśmy online. Ilekroć Apple tworzyło nowy produkt, wywracało zasady rynku, którym się zajęło. Tylko takie wejście na rynek motoryzacyjny zagwarantuje firmie sukces.

Czym będzie samochód Apple? Trudno poprzestać na wizji autonomicznego pojazdu. To już znamy, tego się spodziewamy, podobny produkt oferuje już dziś Tesla. Czy będzie to pierwszy samochód bez kierownicy? Pierwszy całkowicie autonomiczny pojazd, którym będą się mogli poruszać wszyscy, bez względu na posiadane bądź nie uprawnienia? Jeśli tak, byłby to ogromny przełom. Jeśli samochód Apple pojawiłby się między 2020 a 2025 rokiem, miałby ogromne szanse wpisać się na karty historii jako pierwszy w pełni autonomiczny samochód osobowy.

Gdzie jest zatem tytułowa granica Apple, skoro mimo dość ostrożnej dotychczas ekspansji na nieznanych gruntach, Tim Cook nagle stawia na zupełnie nowe pole? Czy jest nią jedynie wyobraźnia projektantów? Nie, z wszelkich wywiadów i wspomnień związanych z procesem tworzenia nowych produktów wynika, że liczba i różnorodność prototypów zawsze jest spora, a sam proces tworzenia nowego produktu trwa wiele lat. To oznacza, że myślą przewodnią jest jednak tworzenie nie tylko innowacyjnych, ale też wygodnych i po prostu przemyślanych produktów. Tworzenie ich, by odmienić rynek. Jeśli samochód Apple pojawi się w sprzedaży, to te granice zostaną znacznie poszerzone i to dobrze wróży firmie, bo jej konsekwencja i nienaruszalne zasady estetyki, funkcjonalności i innowacyjności zmieniły świat nowych technologii o 180 stopni. Czas na motoryzację.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 3/2018

Pobierz MyApple Magazyn nr 32/2018