Już w tę środę poznamy najnowsze telefony Apple. To czas rewolucji, w efekcie której pożegnamy standardowe matryce 16:9 i Touch ID. Oznacza to też, że nastał koniec ery małych iPhone’ów.

Zmiana jest zdecydowanie zauważalna. Przed premierą iPhone’a X korzystaliśmy z 4,7 i 5,5-calowych telefonów, a nawet z 4-calowego iPhone’a SE, którego powstanie jest wynikiem przyzwyczajenia wielu konsumentów do niewielkich, poręcznych urządzeń.

Te czasy jednak odchodzą. Tegoroczne premiery prawdopodobnie zepchną z rynku iPhone’a SE, a wielu klientów porzuci swoje 4,7-calowe urządzenia. Nowe telefony zaczynać się będą na 5,8 calach, które już znamy, poprzez tańszą 6,1-calową propozycję, kończąc na 6,4-calowym modelu.

Czemu Apple tak radykalnie zmienia wielkość swoich matryc? Jak przekonuje Wall Street Journal, większe ekrany to więcej czasu spędzanego z urządzeniem, a to przekłada się na większą konsumpcję treści, na której zyskać może także Apple.

Według przytaczanych w publikacji statystyk, użytkownicy telefonów z ekranami większymi niż 6 cali mają na swoich smartfonach dwa razy więcej aplikacji, niż posiadacze urządzeń z 5,5-calowym wyświetlaczami. Właściciele większych smartfonów także chętniej grają w gry (o 62%) i spędzają dwa razy więcej czasu na oglądaniu treści wideo na swoich telefonach.

Zmiana wielkości ekranów to przede wszystkim chęć zmiany przyzwyczajeń. Posiadacze iPhone’ów SE lub 5S i tak najprawdopodobniej wybiorą iPhone’a jako swój następny smartfon, ponieważ u konkurencji próżno już szukać ekranów mniejszych niż 5 cali, a przyzwyczajenie do ekosystemu Apple i platformy iOS pozwoli zatrzymać tę grupę przy firmie zarządzanej przez Tima Cooka. Większy ekran, mimo początkowego dyskomfortu może prowadzić do zmiany nawyków i korzystania z możliwości smartfona chętniej niż do tej pory. Wzmożone użycie to więcej pobranych aplikacji, serwisów subskrypcyjnych, mikropłatności w grach, a więc po prostu, większe zyski.

Źródło: 9To5Mac za: Wall Street Journal