Nie da się nie zauważyć, że ostatnio cykl wydawniczy produktów i oprogramowania mocno się zmienił. Producenci, także Apple, coraz częściej prezentują produkty, które fizycznie nie istnieją, albo są wczesnymi prototypami. Czy przyszło nam pogodzić się z losem konsumenta, którego telefon jest prototypem, oprogramowanie - wczesną betą, a wymarzone gadżety, które planuje kupić, są tylko pięknymi renderami?

Na to wychodzi. Spoglądam na swoje biurko, na nim mój prywatny Samsung Galaxy S8 - telefon, którego skaner linii papilarnych nie bez przypadku znajduje się w najmniej wygodnym miejscu, o jakim można pomyśleć. Tak wskazuje logika i liczba plotek, że zdesperowani Koreańczycy do ostatniej chwili próbowali umieścić skaner linii papilarnych pod ekranem. Na iPhone mam betę iOS 12 - testowe oprogramowanie i nowości, bez których "oczywiście" przecież da się żyć. Na Macbooku jeszcze High Sierra, ale też w wersji beta. 

No właśnie. Nowości, bez których da się żyć. Ale czy chcemy? Najwięksi fani przecież muszą zaspokoić swoją ciekawość. Pamiętacie znaleziony w barze prototyp iPhone 4, który redakcja Gizmodo odkupiła za $5000? To do tej pory największy, niekontrolowany (chociaż, kto wie?) wyciek w historii Apple. Okazało się, że na przypuszczeniach i nieoficjalnych plotkach da się sporo zarobić wizerunkowo. Jeszcze więcej, kiedy „przypadkiem”, cyklicznie, już na kilka miesięcy przed premierą, w sieci pojawiają się zdjęcia każdej możliwej części. Nowy ekran? Proszę bardzo. Większa bateria, nowa obudowa, nowe ułożenie aparatów? Przecież czekacie na takie zdjęcia… my zresztą też.

To doprowadziło do sytuacji, gdy producent chce pokazać produkt, który faktycznie nie istnieje. Nie tak jak to było z pierwszym iPhone, którego faktyczna premiera co prawda odbyła się ponad pół roku po pierwszej prezentacji, ale Apple na rynku telefonów wtedy debiutowało. Masowa produkcja i dystrybucja była nieporównywalnie większym wyzwaniem. Chociaż sprawiedliwie trzeba przyznać, że urządzenie gotowe zdecydowanie nie było. Przyznacie jednak rację, że prezentacja AirPower, którego premiera odbyła się prawie rok temu, lata temu nie miałaby szans na stanie się rzeczywistością. Wszystko wskazuje bowiem na to, że do dziś, a tym bardziej we wrześniu, rok temu, konstrukcja ładowarki nie była gotowa. Ostatni news o jej premierze, ma już ponad 4 miesiące, a fakt, że informacje się nie potwierdziły, wskazuje na to, że faktycznie problemy z konstrukcją mogą być ogromne. O HomePodzie nawet nie wspomnę, urządzenie jest już na rynku, ale również kazało nam na siebie długo czekać.

Niewiele dobrego z tego wynika. Nasza ekscytacja przekłada się na zyski firm, ale przekłada się też na jakość produktów, które kupujemy. Czy iPhone 6 i 6+ wyginałyby się, gdyby Apple poświęciło więcej czasu na testy? Czy Samsung Galaxy Note 7 płonęłyby niczym pochodnie, gdyby nie dziki pęd i żądza przegonienia Apple? Śmiem twierdzić, że nie. Bo pomyłki konstrukcyjne zdarzały się również w przeszłości, ale najczęściej wynikały z błędów, których nie dało się przewidzieć, na przykład niedziałające anteny iPhone 4. Konstrukcja po roku została poprawiona, a sama czwórka, w warunkach laboratoryjnych lub w obudowach imitujących 3GS’a, faktycznie mogła zachowywać się poprawnie.

Licząc nasze zyski i straty ze zmian, jakich w sumie sami dokonaliśmy, trzeba przyznać, że mniej zaawansowani użytkownicy, których takie gadżety jak HomePod nie obchodzą, mogą zyskać. Oprogramowanie, które miesiącami testują fani marki, w teorii powinno być lepiej dopracowane, niż system, który do premiery był dostępny jedynie dla garstki deweloperów. Oczywiście teoria z praktyką mają czasami tyle wspólnego, co „stabilność” iOS 11 z chociażby iOS 6, którego bety nie były publiczne, a na działanie nikt nie narzekał.

W takim razie, do boju testerzy! Bety iOS 12, macOS Mojave, watchOS i tvOS czekają na Was, a „przeciętniacy” czekają na błędy, których oni już nie zobaczą ;)