Poprawka z iOS 11.4.1, która umożliwiała wyłączenie odblokowania urządzenia przez USB długo się swoją skutecznością nie cieszyła. Wraca więc jak bumerang pytanie: czy telefon - twierdza, to rzeczywiście bezpieczeństwo nasze, czy ochrona tych, którzy chcą nas krzywdzić?

Pierwszy raz, cały świat z tym problemem zmierzył się 2 lata temu, kiedy FBI próbowało wymusić na Apple pomoc w złamaniu kodu iPhone 5C, należącego do Syeda Rizwana Farooka - zabójcy z San Bernardino. Telefon udało się odblokować, ale zanim do tego doszło, przez glob przelała się fala pytań, czy służby rządowe, nie tylko amerykańskie, powinny mieć dostęp do danych, które chcemy zabezpieczać? 

Moim zdaniem cały ten dyskurs był postawiony na głowie, a pytanie powinno brzmieć zupełnie inaczej. Czy prywatna firma może sama, według własnego uznania decydować, czy zechce współpracować z służbami specjalnymi czy nie? Powinna, a nawet musi! Jest to jej obywatelski obowiązek, a odmowa współpracy w tamtym konkretnym przypadku, zakrawała o anarchię wobec służb państwowych. FBI to oczywiście potęga, także technologiczna, ale wyobraźmy sobie, że Apple, czy jakikolwiek inny producent odmawia współpracy z polskimi, czeskimi czy duńskimi służbami. Spór na linii małe państwo vs. wielka, międzynarodowa korporacja może zakończyć się na niekorzyść naszego bezpieczeństwa.

Oczywiście temat da się tu poszerzyć o to, ile naszej wolności musimy poświęcić dla rzekomego bezpieczeństwa, ale to chyba nie jest miejsce dla tego typu pytań. Zwłaszcza, że cichej inwigilacji poddajemy się codziennie. Nasze wiadomości na portalach społecznościowych, wyszukanie w sieci, zapytania u wirtualnych asystentów takich jak Siri są przecież stale monitorowane, przy naszej cichej, świadomej zgodzie. 

Oczywiście nie mam nic przeciwko zabezpieczaniu telefonu, tabletu, komputera. Wręcz przeciwnie, sam to robię i uważam, że jest to dziś działanie tak naturalne jak trzymanie portfela w kieszeni z przodu czy zamykanie ważnych dokumentów w szafce na klucz. Pamiętajmy jednak, że hasła i biometria w postaci Touch ID i Face ID są dobre, kiedy chronią nas przed drobnymi przestępcami i ludźmi, którzy mogliby nas danymi z tych urządzeń szantażować. Jeśli jednak ktoś ma niecne zamiary, a zablokowany telefon posiada dane, które mogą uratować zdrowie lub życie chociażby jednego człowieka, wszystkie argumenty o bezpieczeństwie i prywatności po prostu upadają.

Przypominam, że ochrona przestępców w imię naszej prywatności to nie jedyne zarzuty, kierowane w stronę Apple. Opinia publiczna musiała się też zmierzyć 3 lata temu z podręcznikiem ISIS, którego zawartość wskazywała, że terroryści nie widzą przeciwwskazań by używać FaceTime i iMessage jako komunikatorów, które nie zagrażają zdemaskowaniu.

Czy nie brzmi to ironicznie? Najpopularniejsza, globalna korporacja i jej produkty jako narzędzie do prowadzenia dżihadu - antytezy wszystkich wartości o jakich Apple od lat komunikuje. Apple obrońcą terroryzmu i przemocy? Oczywiście nie. Firma broni swojego interesu i zabezpieczeń, które wciąż uchodzą za jedne z najbezpieczniejszych na rynku. Pytanie tylko, kto dzięki nim czuje się bezpieczny?